No to czas na wieści z Norwegii. Przy stałym zatrudnieniu od 300 do 500 tys NOK rocznie według statystyk. Zanim oczka zaczną się świecić; wymóg - język norweski, doświadczenie lub norweski certyfikat (fagbrev). W przeciwieństwie do reszty budowlanki branża mocno norweska i niechętna do obcokrajowców (przynajmniej ta, którą ja poznałem). Wizerunek Polaków psują frajerzy, którzy kradną paliwo... załamka.
Koszty życia wysokie, podatki wysokie (od podanych wyżej kwot - dochodowy; od 35% w górę). W moim regionie klimat uczy charakteru (deszczu tyle, że słońce jest zaskoczeniem niemal jak ufo). W mapach burdel często większy niż w Polsce. Ostatnio światłowód bez HDP-a 3 cm pod krawężnikiem nawet specjalnie mnie nie zdziwił. Jedyny czas kiedy drapie się po tyłku, to czekanie na ciężarówkę (o ile). Praca w 3 koparkach, ładowarce, pod nimi, za nimi i obok nich. Wysoki nacisk na BHP i środowisko.
Cudów i rajów nie ma. Proszę nie wierzyć w mity, że Norwegowie nie potrafią sami wkręcić żarówki i patrzą na Polaków jak na zbawienie. Naród jak każdy inny, tyle że sra kasą. Coraz mniejszą zresztą. To będzie ciężki rok dla wielu branż. Młode pokolenie czuje na plechach oddech inżynierów i fachowców z europy, więc biorą się do roboty. Rynek pełen, ale dla chcącego i pracowitego nic trudnego.